Osiemnastoletnia Gryfonka siedziała w salonie, ze zniecierpliwieniem oczekując rozpoczęcia zebrania Zakonu. Po skończeniu siódmego roku nauki w Hogwarcie Nora stała się zarówno dla niej jak i dla Harry'ego nowym domem. Co prawda zdarzały się chwile, kiedy tęskniła za rodzicami. Za zapachem jabłecznika rozchodzącym się po domu oraz śmiechem taty, oglądającym mugolskie kabarety. Nie raz żałowała, że nie może spędzić z nimi tych wakacji, jednak zaraz tłumaczyła sobie rozsądnie, że tutaj jest bardziej potrzebna. W świecie czarodziejów nie działo się dobrze. Nawet jej rodzice zdążyli już to zauważyć. Czarny Pan rośnie w siłę, a oni nie mogą nic na to poradzić. Harry wraz z Dumbledore'em wciąż zajmują się poszukiwaniem horkruksów, niestety bezskutecznie. Bała się, choć ukrywała to przed rodziną i przyjaciółmi. Bała się, że traci któregokolwiek z nich, co było bardzo możliwe biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli. W każdej chwili mogą zostać wysłani na misję i po prostu nie wrócić. Mając tego świadomość, tym bardziej chciała spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Każda chwila spędzona wspólnie, była teraz o wiele więcej warta niż kiedyś.
Wszyscy siedzieli w ciszy, oczekując reszty członków zakonu. Teoretycznie powinni się tu zjawić za kilka minut, w praktyce wychodziło to różnie. W powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę, jaką przynosiło każde kolejne spotkanie. Hermiona rozejrzała się po pokoju. Fred i George siedzieli na kanapie, jednocześnie rozmawiając o czymś szeptem. Ginny siedziała na kolanach Wybrańca, ku widocznemu niezadowoleniu Rona. Wciąż nie mógł się pogodzić z publicznym okazywaniem uczuć przez tych dwojga.
Z zamyślenia wyrwał ją błysk zielonych płomieni. Dyrektor przekroczył próg pokoju, uśmiechając się ciepło do wszystkich.
- A gdzie reszta? - spytał Pan Weasley, zanim starzec zdążył się przywitać.
- Zaraz będą, spokojnie. Minerwa przyprowadzi dziś nowego członka Zakonu i prosiłbym, byście przyjęli go jak na przyzwoitych ludzi przystało. Zapomnijcie na chwilę o uprzedzeniach i po prostu wysłuchajcie co będzie miał do powiedzenia.
- Kto to taki? - wyrwało się Tonks, która do tej pory milczała. Najwyraźniej ciekawość zwyciężyła.
- Przekonacie się zaraz. A teraz, skoro i tak nie mamy nic do roboty, może ktoś się skusi? - spytał Dumbledore, wyciągając niewielkie pudełeczko cytrynowych dropsów. - Nikt? No cóż, ja się nie powstrzymam. Te mugolskie cukierki to moja słabość. - podsumował wesoło, sięgając po kilka żółtych pastylek.
W tym momencie kominek ponownie zapłonął, ukazując zakurzone twarze nauczycielki transmutacji, Mistrza Elikisirów, oraz Dracona Malfoya.
- Malfoy?! Co ty tutaj robisz? - wybuchnęła Hermiona, nie panując nad swoim głosem. Na jego widok złość automatycznie wypełniła każdą komórkę jej ciała.
- Panno Granger, rozumiem, że ten młodzieniec jest dla ciebie niespodzianką, jednak mogłabyś trzymać jęzor za zębami. Czyżby twój mały móżdżek nie mógł pojąć tak prostej informacji? Widocznie ptasie gniazdo na głowie ma jakiś wpływ na i tak już niski poziom twojej inteligencji. - skarcił ją Snape.
Jednak dziewczyna zignorowała docinke. Targały nią zbyt silne emocje. Wspomnienia wróciły. Pierwszy pocałunek, pierwsza miłość. Bo właśnie nią był. Miłością, która zdecydowanie nie miała szczęśliwego zakończenia. Wciąż pamiętała dzień w którym zakończył ich związek, nie dając jej żadnego wyjaśnienia. Przepłakała parę nocy, zanim wzięła się w garść. Poczuła bolesne ukłucie w sercu napotykając jego wzrok. Te błękitne oczy, które kiedyś darzyły ją największym uwielbieniem, teraz posyłały w jej stronę czystą obojętność.
- Spokojnie Severusie – powiedział Dumbledore – Hermiona jest inteligentną czarownicą i na pewno zrozumie…
- Tak, w to nie wątpię – wtrącił sarkastycznie.
- ….zrozumie, że każdy zasługuje na drugą szansę. Jestem wam wszystkim tu zebranym, wliczając w to ciebie Hermiono, winien wyjaśnienia. Jak wiecie, Draco jest śmierciożercą, jednak postanowił przejść na naszą stronę. Od teraz jest jednym z nas i należy mu się taki sam szacunek jak każdemu. Uprzedzając wasze następne pytanie, jestem pewien, że możemy mu zaufać. Złożył wieczystą przysięgę. Jednak głównym celem naszego spotkania nie jest chłopak. Mamy dużo poważniejszy problem. Severusie?
- Czarny Pan wybrał termin ataku. Pierwszy września. Ma nadzieję że w ten sposób was zaskoczy. W końcu to dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Wtedy zawsze panuje zamieszanie wśród pierwszorocznych,a zabezpieczenia chroniące szkołę słabną i nic nie można na to poradzić. Nie ma on jeszcze żadnych dokładnych planów. Ja oraz Lucjusz zostaliśmy poproszeni o wykonanie wstępnych szkiców i przedstawienie ich na następnym zebraniu, które najprawdopodobniej odbędzie się za miesiąc.- zakończył Mistrz Eliksirów.
Panowała cisza przerywana jedynie dźwiękiem oddechów. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś musi to nastąpić, ale nie spodziewali się, że tak szybko. Dzisiaj był 23 maja.
Dumbledore zauważył przerażenie na twarzach zgromadzonych, więc pocieszająco uśmiechając się powiedział :
- Nie martwcie się. Poradzimy sobie. Dobrze wiecie, że Hogwart jest znakomitą twierdzą, ale teraz nie czas na to. Musimy ustalić pewne zasady. Nikt, ale to absolutnie NIKT nie będzie przebywał poza terenem Hogwartu, bez mojej wiedzy i zgody. Od niedawna do naszego grona dołączyła świeża krew. Ginerva, Harry, Hermiona oraz Ronald i Luna otrzymają zadania, które mam nadzieję, będą wykonywali sumiennie. Lovegood oraz Weasley Ronald, będą od jutra uczęszczać do Pani Pomfrey, na nauki magomedycyny. W czasie wojny przyda nam się więcej osób obeznanych w tym temacie. Ginerva będzie pewnym rodzajem szpiega. Nie wiem, czy wyrazisz na to zgodę, bo oczywiście możesz odmówić, ale prosiłbym cię o to, abyś wmieszała się w towarzystwo ślizgonów. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to łatwe, jednak postaraj się uzyskać jak najwięcej informacji.
- Oczywiście, zrobię co tylko w mojej mocy. - zadeklarowała się rudowłosa, choć po jej minie było widać, że nie jest zachwycona z takiego obrotu spraw.
- Dziękuję. Natomiast jeżeli chodzi o Pannę Granger, chciałbym, abyś pomagała Severusowi w tworzeniu eliksirów dla Zakonu..
- Słucham?! Albusie czy ty już na starość powariowałeś ?! Nie ma mowy! Jakoś wcześniej dawałem sobie radę sam, to i teraz dam. Nie potrzebne mi dziecko krzątające się po pracowni z poziomem inteligencji niższej od pierwszego lepszego Puchona!! - Przerwał mu donośny krzyk Snape'a.
- Oh, wypraszam sobie! – wtrąciła naburmuszona Gryfonka.
- Severusie, dobrze wiesz jak duże ilości eliksirów będą potrzebne na wojnie. Nie pozwolę, żeby przez twoja dumę ktoś stracił życie. Oprócz tego wieczorami będziesz uczył Pannę Granger, Legilimencji. Harrym zajmie się Pan Malfoy.
- Co w tym wypadku oznacza ' zajmie się' ? - spytał Złoty-Chłopiec.
- Jego umiejętnośc Legilimencji jest na tyle wysoka, że spokojnie poradzi sobie z nauczaniem ciebie.
- To chyba nie jest dobry pomysł...- zaczął ślizgon pewny, że ich współpraca skończy się katastrofą.
- Już postanowione. Tak więc ten temat uważam za zakończony. Prosiłbym też Freda i George'a, aby zaczęli spisywać ludzi robiących zakupy w ich sklepie.
- Jasne, nie ma problemu – odpowiedzieli chórem bliźniacy, co wywołało chwilowy śmiech i rozluźnienie napiętej atmosfery.
- W porządku, dziękuje. Teraz Tonks. Chciałbym, abyś poodwiedzała ludzi, których nazwiska będą znajdować się na liście, którą ci dam. Twoim zadaniem, będzie przekonanie ich, żeby stanęli po naszej stronie w czasie bitwy. Każda różdżka jest ważna. Możesz dobrać sobie kogoś do pomocy, jeśli chcesz.
- Jasne, nie ma problemu. - zgodziła się Puchonka.
- W takim razie na dzisiaj to już koniec. - oznajmił Dyrektor, co wszyscy przyjęli z wyraźną ulgą.
- Jutro o 8;00 rano w moim gabinecie. - warknął profesor Snape w kierunku Gryfonki.
- Będę na pewno. - zapewniła dziarsko, choć wizja spędzania czasu z Nietoperzem nie za bardzo ją pokrzepiała.
- Tego właśnie się obawiam. - odburknął w odpowiedzi i zniknął w płomieniach sieci Fiuu zanim zdążyła odpyskować.
Niezrażona złym samopoczuciem nauczyciela rozpoczęła żwawą rozmowę z Remusem, na temat eliksiru Tojadowego, gdy ktoś delikatnie szturchnął ją w ramie.
- Możemy pogadać? - spytał Malfoy, najwyraźniej podenerwowany całą tą sytuacją.
- Chyba nie mamy o czym. - warknęła i odwróciła się z powrotem do wilkołaka.
- Chcę ci coś wyjaśnić. Proszę.
Spojrzała na niego zdziwiona. Dawno nie słyszała z jego ust tego słowa. Była pewna, że wyrzucił je ze swojego słownika. Niechętnie skinęła głową, godząc się na krótką rozmowę. Grzecznie przeprosiła Lupina i wciąż niepewna swojej decyzji ruszyła za ślizgonem.